Tomasz Zymer
Takich "drobiazgów", jak zł / PLN na ogół nie poprawiamy, bo musielibyśmy zmieniać wówczas w zasadzie całe teksty uchwał (niekonsekwencje w pisowni, w terminologii, w formatowaniu)
Jak czytam wymagania na byle jakie stanowisko w naszym urzędzie, to praktycznie zawsze jest wyższe wykształcenie, co najmniej kilkuletni staż pracy i różne inne z dupy wzięte oczekiwania.
Szkoda, że nigdy np. umiejętność czytania ze zrozumieniem i logicznego myślenia nie pojawia się jako warunek konieczny. Jak widać ukończenie studiów w RP nie gwarantuje, że absolwent reprezentuje sobą jakikolwiek poziom.
Względnie poprawne zredagowanie (pod względem językowym, a nie od strony prawnej) treści urzędowego pisma, czy nawet tak prostej uchwały nie powinno przekraczać możliwości każdego maturzysty.
Tomasz Zymer
O tym, czy miesięczny na jedną linię, czy na wszystkie, decyduje przewoźnik na podstawie sytuacji rynkowej.
Nie do końca, bo uchwała Rady przewiduje takie, a nie inne rodzaje biletów. Przewoźnik może ustalić niższą cenę na jedna linię, ale nie może (a przynajmniej nie może robić tego oficjalnie) wprowadzać innych rodzajów biletów, czy uznawać je w inny sposób. Nie może być czegoś takiego jak jeden bilet miesięczny na wszystkie L w K-J. Formalnie muszą być 4 bilety (każdy może kosztować np. 25% ceny maksymalnej), ale nie jeden, bo taki nie jest przewidziany w uchwale.
Tomasz Zymer
Chyba, że założymy, że jedynym celem przewoźnika są pieniądze z budżetu gminy, a dochody z biletów okresowych stanowią nieistotny dodatek. Co zdaje się sugerować powyższy post Radosława 20.
Dlatego liczyłem, że przewoźnik ustali inną, niższą, konkurencyjną cenę, żeby odebrać ZTMowi część pasażerów w granicach gminy do Klarysewa oraz zwiększyć liczbę pasażerów w L-kach. Nie podoba mi się sugerowana przez Radosława 20 sytuacja, w której przewoźnikowi nie musi wcale zależeć na zwiększaniu liczby pasażerów, ponieważ zyski z biletów stanowią nieistotny dodatek do umowy z gminą.
Tak akurat jest, że przewoźnik kalkuluje ofertę tak jakby miał się utrzymać tylko z pieniędzy z ZTM. Jego bilety to raczej margines dochodów, bo może się sprzedadzą, a może nie.
Poza tym, przy sprzedaży własnych biletów, przewoźnik musi polegać na rzetelności swoich kierowców, którzy do najlepiej opłacanych nie należą, a nikt nie będzie robił zewnętrznej, regularnej kontroli w eLkach.
PKS Piaseczno w oparciu o wyniki sprzedaży biletów likwidował kolejne kursy i linie, a ludzie nagle zaczynali lamentować, że autobus im zlikwidowali. Nikt nie kupował biletów, czyli teoretycznie nikt nie korzystał... To dlaczego płaczą, że im autobus zabrali skoro oficjalnie nigdy do niego nawet nie wsiedli?
.
Dalej chyba nie muszę wyjaśniać jak to się odbywało.
Teoretycznie przewoźnik mógłby ustalić dużo niższe ceny od maksymalnych, żeby zachęcić pasażerów, ale... To nie do końca leży w jego interesie. Czy będzie woził powietrze, czy komplet pasażerów ZTM płaci tyle samo. Jeżeli znacząco obniży ceny swoich biletów, to istnieje ryzyko, że zwiększy się liczba korzystających, a tym samym jego pojazdy zaczną trzeć podwoziem o nawierzchnię.
Większe obciążenie, to większe zużycie paliwa, a w skali setek kursów w ciągu roku to już może mieć znaczenie. Do tego większe zużycie taboru, bo nie ulega wątpliwości, że przeciążony pojazd jest bardziej podatny na awarie, uszkodzenia itp.
Kiedyś widziałem zastępczy pojazd (który nadaje się tylko do eLek) podstawiony na 742. Tył niemalże ciągnął po jezdni.
Tomasz Zymer
Rynek to rynek, wymusza jakość i konkurencyjność usług. Jeśli zrobimy komunikację lokalną całkowicie za darmo, to jakość i częstotliwość kursów najprawdopodobniej pozostaną na obecnym poziomie albo będą spadać, bo nikomu nie będzie się kalkulowało jego podnoszenie.
Tutaj nie obowiązują zasady zdrowej ekonomii, że rynek wymusi jakość itd.
Jest robota do wykonania, wybrano przewoźnika, który powinien spełniać jakieś tam warunki techniczne. Gmina za pośrednictwem ZTM płaci i tyle.
Trudno mówić o konkurencyjności, skoro cały transport publiczny w okolicy jest w sporej części (dopłaty na poziomie 40-50% kosztów na liniach 7xx) dotowany przez samorządy i w mniejszym lub większym stopniu zależny od kaprysów ZTM.
Nie widzę wielkiego związku bezpłatnej komunikacji z częstotliwością, bo za ile kursów gmina zapłaci i ile wynegocjuje z ZTM tyle będzie.
Z jakością związek będzie taki, że bezpłatne przejazdy mogą cieszyć się powodzeniem i autobusy będą przepełnione, więc jakość związane z komfortem podróży pogorszy się.
Można pwoiedzieć, że na niektórych liniach bilety pełnią podobną rolę jak opłaty w strefach płatnego parkowania. Dochód z nich jakiś jest, ale nie przekłada się to na budowę nowych parkingów, czy lepsze utrzymanie obecnych.
Czy powinno być zupełnie za darmo? Pewnie nie, bo wtedy trudno będzie uniknąć sytuacji, w których autobusy na masową skalę staną się przechowalnią dla bezdomnych, którzy przez pół roku się nie myją, czy osobliwym miejscem wieczornych imprez towarzyskich.
Już dzisiaj gmina pokrywa 100% kosztów linii nocnej i w sumie nic (poza uchwałą Rady Warszawy, ustalającą opłaty i zwolnienia za przejazdy oraz tym co powyżej napisałem) nie stoi na przeszkodzie, żeby tą linią można było jeździć bez biletów.
Tylko to nie opłaca się ani ZTMowi, ani przewoźnikowi, bo i tak gmina pokrywa wszystkie koszty.
Tomasz Zymer
Moim zdaniem komunikacja publiczna powinna być TAŃSZA I WYGODNIEJSZA od prywatnego samochodu, ale nie - bezpłatna. Żaden system komunikacji nie zda na dłuższą metę egzaminu bez elementu konkurencji i możliwości zwiększenia zysku przez operatora.
Zgadzam się, że powinna być tańsza i konkurencyjna w stosunku do własnego samochodu (ceny biletów, częstotliwość kursowania, możliwość szybszego przejazdu /BUSpasy/, dojazd w strefy wyłączone dla samochodów i ograniczonego/utrudnionego parkowania), bo to jedyna możliwość łagodzenia niedostatków infrastruktury drogowej, które dziedziczymy wraz z całą spuścizną PRL i 25 lat "budowania państwa demokratycznego".
Są też względy społeczne, bo obecnie koszty przejazdów stanowią znaczącą część zarobków przeciętnych ludzi (nie mylić, z przeciętnymi/średnimi dochodami).
Operator (ZTM) jest monopolistą i często kieruje się podobnymi pobudkami jak nasi radni, tylko w skali warszawskiej. Przewoźnik działa w ściśle określonych (przez monopolistę) warunkach, więc w tym wszystkim jest mało miejsca na konkurencję i zwiększanie zysku.
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2014-04-21 01:44 przez czaknoris.