"(...)Druga historia dotyczy poprzedniego dyrektora zoo, który był myśliwym (miał nawet uprawnienia). Któregoś dnia pracownicy zoo zastali rano na wybiegu obok kaczego stawu mnóstwo krwi. Znaleźli część martwych i kilka poranionych kaczek. Były już dyrektor zoo przyznał, że to on strzelał do tych bezbronnych zwierząt z dubeltówki (to nie były przecież dzikie kaczki, ale takie z podciętymi skrzydłami, nie mogły nawet odlecieć). Pozostał bezkarny pomimo że Warszawa (i tym bardziej zoo!) nie jest miejscem do strzelania - jest to przestępstwo.
Nie jestem w stanie pojąć tego, jak taki człowiek może zostać dyrektorem zoo. Jak to możliwe, że staje się nim myśliwy? Czyż nie jest to sprzeczne z samą (przynajmniej teoretyczną) misją zoo? Większość z nas spodziewałaby się, że takie stanowisko obejmuje ktoś, kto zwierzęta kocha. Tymczasem, proszę Państwa, i nowy dyrektor zoo ma mordercze hobby. Strzela z łuku, stara się o uprawnienia myśliwskie. Krążą plotki, że miał kłopoty z powodu tego, że strzelał do „wszystkiego co się rusza” na kupionej przez siebie ziemi. Dyrektor zoo wybierany jest przez komisję w drodze konkursu. Było wielu kandydatów. Dlaczego wygrał myśliwy? Pani Barbara Zalewska opowiada mi o stałej praktyce robienia kryteriów pod konkretnego kandydata(...)"
[
www.tokfm.pl]