Artek_Bartek
w tym wypadku niewątpliwie ktoś powinien przedstawic dowód, że żyjątka są wraz z dowodem, iż są ważne jak i określić czy i w jakim zakresie prace wykonać można...
Dokładnie tego zażądała od mojego stowarzyszenia RDOŚ przy zgłoszeniu w sprawie zmiany brzegu rzeki przy Pułaskiego 4: macie Państwo siedem dni na udowodnienie, że mieszkają tam chronione gatunki, że mieszkają stale w tym środowisku (kompletnie już zniszczonym przez spychacze, drzewa uschły, cały teren podniesiony o 2-3 metry gliną zmieszaną z gruzem), na podanie nazw gatunków oraz form ich ochrony. Nie macie dowodów? No to my oddalamy sprawę. Że niby zniszczono taras zalewowy? To nie jest żadna szkoda w środowisku, tym zajmuje się WZMiUW. My do WZMiUWu, WZMiUW na policję, policja umorzyła z braku dowodów. Że uschły stare drzewa? Nie ma dowodów, że to z powodu tych prac. W sprawie drzew idźcie do gminy. Że to niby gmina sama zrobiła? No to do pana Boga złóżcie zażalenie. Że zmieniono koryto rzeki? Z tym idźcie sobie do RZDW. RZDW do WZMiUWu, resztę już znamy, ten sam ping pong do znudzenia. Kilka potężnych instytucji wydaje grube miliony z naszych podatków na taki właśnie ping pong, żonglerkę pismami, co nijak się nie przekłada na żadne skuteczne działania. Że na Łąkach Oborskich odcięto dopływ wód opadowych do lasu łęgowego? Panienka z RDOŚ łapie za GPSa i po 3 tygodniach "badań" RDOŚ ustala, że widoczne miejsce prowadzenia prac jest pół metra od granicy rezerwatu, więc sprawy nie ma. A to, że woda płynie dalej do rezerwatu? To nie nasza broszka, z tym to już idźcie do ChPK. Radni i Stowarzyszenie zatem do ChPK, ChPK robi wizję, stwierdza poważne zniszczenia w obszarze chronionym i... zwraca się do gminy, żeby ustaliła, kto to mógł zrobić. Chociaż na zdjęciach widać numery rejestracyjne na wywrotkach i spychaczach, nazwę firmy, wszystko. Ale ChPK nie jest od tego, żeby ustalać sprawców zniszczeń na swoim terenie. Gmina oczywiście wkłada pismo do szuflady, bo na siebie samą przecież donosić nie będzie. Koniec sprawy.
Jakie prawo, jakie urzędy, taka i ochrona przyrody. Przy idiotycznym prawie i kompletnej indolencji oraz złej woli urzędników, metody działania obrońców przyrody muszą się dopasować do poziomu intelektualnego, prawnego i moralnego tej drugiej strony. Skoro normalne zgłoszenie ewidentnej szkody w środowisku, także na obszarze chronionym, ze zdjęciami i wideo, z mapą i określeniem, jakie zagrożenia mogą wyniknąć z tej szkody, wysłane do kilku instytucji wojewódzkich i lokalnych z powołaniem się na ustawy, nie wystarcza nawet do poważnego zbadania sprawy, to
nie ma innego wyjścia - trzeba grać tymi samymi znaczonymi kartami, którymi grają urzędy. Następnym razem, jak będę chciał obronić jakieś wartościowe miejsce przed zniszczeniem, to sam tam nawiozę całą populację chronionych robaczków na dzień przed wizją RDOŚ, wpuszczę je, zrobię zdjęcia i wezwę ekspertów na świadków. Wtedy przynajmniej będzie ustawowy obowiązek wszczęcia postępowania.
Na razie w naszej gminie jest urzędy kontra środowisko 10:0. Tyle, że to nie środowisko przegrywa. My mieszkańcy przegrywamy.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2015-07-15 20:36 przez Tomasz Zymer.