Dokładnie rzecz biorąc, chodzi o wywiad przeprowadzony przez Igora Rakowskiego-Kłosa z pisarką Magdaleną Tulli w łodzkim wydaniu Gazety Wyborczej: [
lodz.gazeta.pl]
A konkretnie o ten fragment:
"
Podczas marszu narodowców jeden z liderów mówił, że dziś wzorem dla młodych Polek powinna być Danuta "Inka" Siedzikówna, członkini antykomunistycznych oddziałów, która została rozstrzelana w wieku 17 lat. Jej ostatnimi słowami miało być "Niech żyje Polska!". Nastolatki mają utożsamiać się z dziewczyną, która nie mogła się uczyć i bawić, tylko zmuszona była mieszkać w lesie i umykać obławom NKWD, a jej największym dokonaniem jest śmierć? To życie zmarnowane, a nie godne naśladowania.
- Zdarza się czasem, że trzeba umrzeć, ale nie powinniśmy się tym niezdrowo podniecać. Podniecanie się tym, że zginęła z okrzykiem na ustach, ma w sobie coś dwuznacznego. Możemy się martwić, że została zamordowana, możemy współczuć, możemy szanować wybór, ale ekscytować się? Hitlerowscy zbrodniarze skazani na śmierć też ginęli z okrzykiem "Heil Hitler".
Byli konsekwentni. Wpaja się nam, że konsekwencja to pozytywna cecha.
- Mamy tym wszystkim nabitą głowę. Człowiek nie powinien być za bardzo konsekwentny.
Dlaczego?
- Bo nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć. Lepiej być przytomnym niż konsekwentnym, lepiej być otwartym, uważnym."
Cały tekst: [
lodz.gazeta.pl]
Wywiad dowodzi, że ani pisarka, ani prowadzący nie mają pojęcia o historii życia Inki. Inka znalazła się w oddziale leśnym AK, ponieważ została przez taki oddział uwolniona z konwoju wiozącego ją jako więźniarkę (cały personel nadleśnictwa, w tym młodziutką kancelistkę, aresztowano za pomoc udzielaną partyzantom). Według relacji świadków była wieziona najprawdopodobniej nawet nie do więzienia w Białymstoku, tylko bezpośrednio za linię demarkacyjną w Puszczy w celu przekazania NKWD, do obozu przejściowego i dalej na Syberię. Po uwolnieniu z rąk bezpieki, nie miała zupełnie dokąd wrócić - zostałaby natychmiast ponownie aresztowana, na dodatek mogła takim powrotem i ukrywaniem się "po znajomych" ściągnąć prześladowania na młodszą siostrę i babkę. Przysięgę w AK złożyła (i kurs dla sanitariuszek ukończyła) już w 1943 roku jako 15-latka po tym. jak jej matkę po torturach rozstrzelało za działalność w podziemiu Gestapo, zaś jej ojca NKWD wywiozło pierwszym transportem w 1940 roku na Sybir jako wroga sowieckiej Rosji (wcześniej spędził na Syberii 14 lat, wrócił od wolnej Polski dopiero w roku 1926). Natomiast po wojnie wiodła dość spokojne życie i planowała powrót do przerwanej nauki w katolickim gimnazjum w Różanymstoku, a następnie - studia medyczne. To aresztowanie dokonane przez bezpiekę z wyraźnej instrukcji NKWD sprawiło, że powróciła do podziemia zbrojnego w kwietniu 1945 roku. Dla Inki zatem walka w oddziale leśnym była
nie tylko kontynuacją całej treści życia jej rodziców, lecz także jedyną alternatywą dla ubeckiego więzienia (czy nawet sowieckiego gułagu). Jeśli chodzi o wyrok śmierci,
mogła go uniknąć jedynie wydając miejsce pobytu oddziałów majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", swojego dowódcy. Jej wybór polegał zatem na
ZACHOWANIU WIERNOŚCI DO KOŃCA - swojemu dowódcy, przysiędze, ideałom wolnej Polski, za które życie poświęcili także jej rodzice. Trudno mi uwierzyć, żeby zarówno prowadzący wywiad, jak i znana pisarka go udzielająca poważnie chcieli wmówić młodym ludziom, że zdrada własnych rodziców, zdrada dowódcy przez żołnierza, zdrada samego siebie są właściwymi życiowymi wyborami i że trzeba trzymać się życia za cenę każdego upodlenia. Gdyby tak było, znaczyłoby to, że wzorem dla naszej młodzieży winien zostać Pawko Morozow (a właściwie - jego mityczne wcielenie stworzone dla potrzeb sowieckiej propagandy), bo przecież ceną życia Inki była właśnie zdrada między innymi własnych rodziców i wszystkiego, co jej przekazali.
Inka jest przedstawiana zatem dzisiejszej młodzieży jako wzór WIERNOŚCI I WIARY - postawy non-konformistycznej, takiej, która nie wypiera się najbliższych, nie łamie przysięgi, nie odrzuca tego, w co wierzy - nawet w obliczu wyroku śmierci. Nie ma być wcale wzorem dlatego, że młodo zginęła. Ani dlatego, że ginęła z imieniem Polski na ustach. Prawdą jest, że fanatycznie wychowani kilkunastoletni chłopcy z Hitlerjugend rzucali się pod czołgi sowieckie z okrzykiem "Heil Hitler". Można ich nazwać tragicznymi ofiarami propagandy. Tym niemniej, nie widzę żadnego podobieństwa między ich samobójczymi aktami rozpaczy a wyborem wierności świadomie dokonanym przez Danutę Siedzikównę.
Wstyd, że tak znana i ceniona pisarka i dziennikarz tak wpływowej gazety tak płytko i powierzchownie, bez znajomości tematu, wypowiadają się o życiu kogoś takiego, jak Inka. Jest to przykład powszechnej obecnie postawy: nie czytałem, nie wiem, ale mam wyrobione zdanie, które usprawiedliwia moją własną postawę.
Ktoś może się dziwić, czemu osoba taka, jak ja - zwolennik tolerancji, kulturowej różnorodności, niekatolik, niezwiązany ze środowiskiem "narodowym" - prowadzi młodzież na rajd śladami "Inki". Otóż jest prosty powód - jest nim właśnie ideał wierności sobie i innym, który wykracza daleko poza granice światopoglądu narodowego czy katolickiego. Jest nim także wspólny wróg - oportunizm, postawa konsumpcjonistyczna, dążąca do "sukcesu" za dowolną cenę, szukająca podstaw własnej wartości na zewnątrz, w zewnętrznych pozorach, a nie wewnątrz - w zintegrowanej, spójnej, opartej na solidnych podstawach osobowości. Rajd śladami "Inki" był częścią wyzwania rzuconego przez nauczycieli prywatnej szkoły tym właśnie "ideałom" współczesnego świata.
Zmieniany 3 raz(y). Ostatnia zmiana 2014-02-12 21:53 przez Tomasz Zymer.