Re: Padają drzewa, przemija chwała tego miasta
Wysłane przez:
Tomasz Zymer
(5.174.33.---)
Data: 11 lis 2014 - 14:12:39
Polska jest krajem o największych w Europie (obok Bułgarii i fragmentów północnych Włoch, dla Rosji brak wiarygodnych danych) przekroczeniach norm zanieczyszczeń powietrza (pyłów zawieszonych, związków ołowiu, siarki, WWA i innych). Całe południe i środek kraju to jedna wielka purpurowa plama, a tylko fragmenty północno-wschodnie mieszczą się w normach UE. Polska jest też krajem klasyfikowanym na samym dnie tabeli, jeśli chodzi o uwzględnianie środowiska naturalnego w kształtowaniu ładu przestrzennego. Jedynym powodem relatywnej poprawy stanu środowiska w niektórych regionach jest upadek przemysłu i lekceważenie własnych źródeł energii (wydobycia węgla). Gdyby polscy "ekolodzy" chcieli poważnie odnieść się do tych zagadnień, musieliby stworzyć realną siłę polityczną, wejść do lokalnych samorządów, następnie do rządu i sejmu, a także prowadzić ogromną kampanię mentalnościową, która pozwoliłaby przynajmniej młodszym pokoleniom "przełknąć" niepopularne decyzje. Na to polscy "ekolodzy" nie mają ludzi, środków i chęci. Natomiast kampanię obrony wykorzystywanych czy maltretowanych zwierząt, bez względu na stopień uzasadnienia danej akcji - prowadzi się szybko, łatwo i z dużym rozgłosem.
Kilka lat temu poznałem dokładnie szosę do Morskiego Oka, wędrując z dzieckiem "na barana". Ruch tam jest rzeczywiście nieprzyjemny, samochody rozwijają sporą szybkość i chodzenie poboczem nie jest bezpieczne. Nie jest to jednak droga nawet w połowie tak niebezpieczna i niezdrowa jak ta, którą liczne dzieci w uzdrowisku Konstancin-Jeziorna wędrują co dzień piechotą do szkoły. Dziś nie mam już zdrowia na długie górskie wędrówki, więc możliwe, że wynająłbym dorożkę, jak to raz zrobiliśmy w Krynicy. Właściciel konia miałby środki do życia dla rodziny, koń - dobry obrok, a cały region - dochody z turystyki. Nie widzę istotnych powodów, dla których koń dorożkarski miałby mieć lepsze warunki, niż dzieci idące polskimi drogami do szkół. Gdyby Morskie Oko było u naszego zachodniego sąsiada, można by w jego pobliże dotrzeć lokalną komunikacją publiczną z każdego zakątka Tatr i Podhala na tanim rodzinnym całodniowym bilecie na wszystkie turystyczne linie. Na końcu szłoby się oczywiście piechotą, ale to by nikomu nie przeszkadzało, a szlak byłby dostosowany dla wózków dziecięcych i inwalidzkich. Dawno nie byłem, może teraz i w Tatrach jest tak samo.
Rospuda to jest cały unikalny ekosystem, który chciano zniszczyć w imię pozornych oszczędności - i moim zdaniem tam rzeczywiście było o co walczyć. Żałuję natomiast, że nie mamy w Polsce rzeczywistego, silnego politycznego ruchu "zielonych", tylko takie doraźne akcje, jak przy Morskim Oku, a tymczasem skażenie środowiska, wód, powietrza i gleby w wielu miejscach rośnie - i u nas w gminie także.