ale właściciel na pewno może powiedzieć, że wszystko w porządku skoro Urząd żadnego postępowania nie prowadzi...
Urząd Miasta i Gminy takiego postępowania prowadzić nie może, bo nie leży to w jego właściwości. Postępowanie może prowadzić moim zdaniem:
1) RDOŚ - w odpowiedzi na zgłoszenie szkody w środowisku;
2) WZMiUW - ze względu na ewentualne naruszenie stosunków wodnych;
3) policja lub prokuratura - na każde zgłoszenie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Zgłoszenie do każdej z tych instytucji może złożyć: każda osoba indywidualnie, grupa osób, stowarzyszenie społeczne, instytucja samorządowa, itp.
Prawdopodobieństwo, że zrobi to w tym konkretnym przypadku UMiG bez istotnego nacisku "społecznego" oceniam jako bardzo niewielkie z powodów już dość dobrze opisanych powyżej w tym wątku. Zgłoszenie do RDOŚ czy WZMiUW wymaga uzasadnienia na piśmie, zaś zgłaszający nie staje się automatycznie stroną postępowania. Stowarzyszenie o odpowiednim statucie może się starać o status strony, nie zawsze z powodzeniem. Według mojej wiedzy polskie instytucje zajmujące się ochroną przyrody statystycznie odmawiają wszczęcia postępowania w ponad 2/3 przypadków, zaś w tej 1/3, kiedy postępowanie zostaje wszczęte, ponad połowa kończy się umorzeniem bez nakazu naprawy szkody. Nie znam dokładnego procentu spraw, w których nakazano sprawcy naprawę wyrządzonej szkody w środowisku, ale z licznych lektur oceniam ją w Polsce na jakieś 3-5%.
Moje osobiste zdanie ma niewielkie znaczenie. Rozmawiałem jednak z właścicielem stawu, podobnie jak Artek i kilkanaście innych osób, w piątek 17 kwietnia po posiedzeniu komisji Rady Miejskiej. Moje osobiste wrażenie jest następujące:
a) właściciel ma dużą świadomość (i doświadczenie) tego, jak poszczególne elementy mogą na siebie wpływać w środowisku wodnym i jak łatwo można zakłócić jego równowagę (rozmawialiśmy o zniszczeniu fauny i flory w stawach w Zalesiu);
b) właścicielowi zależy na opinii publicznej, chętnie tłumaczy i uzasadnia swoje działania i plany inwestorskie; jest też osobą bardzo aktywną w środowisku "społecznikowskim";
c) wyjaśnienia dotyczące prac przy stawie (związane z "wyrównaniem granic działki" i z bobrami oraz z zatkaniem odpływu wody przez uszkodzone zasuwy po stronie papierni jednak nie do końca mnie przekonują;
d) nie mam też jednak do końca przekonania, jakie miałem przy innych pracach w naszej gminie - mianowicie takiego, że sprawy równowagi naturalnej i stosunków wodnych są właścicielowi całkowicie obojętne. Nie jest łatwo oceniać tę osobę, ponieważ jest niezwykle elokwentna, wypowiada się merytorycznie i potrafi bronić swoich racji. Poza tym stanowi dość istotną przeciwwagę dla absolutnej jednoosobowej hegemonii w obecnych władzach miasta, często i aktywnie mobilizując radnych do rozmaitych wniosków i działań, a także podważając "wszechwiedzę' gminnych urzędników.
Staw niewątpliwie się zmieni i "cichym zakątkiem" raczej już nie będzie. Z drugiej strony, Mirków bardzo potrzebuje inwestorów ("prouzdrowiskowych", nie magazynów i uciążliwej produkcji), a trudno liczyć, że przy dzisiejszym stanowisku władz miasta w sprawie planu przestrzennego terenów pofabrycznych (czekanie na Godota lub na studium uwarunkowań) inwestorzy zlecą się na ten opuszczony teren jak trzmiele do ogórecznika.