Re: Promu w Gassach nie będzie?
Wysłane przez:
Tomasz Zymer
(185.15.0.---)
Data: 27 kwi 2014 - 10:38:32
Tekst Czaknorisa bardzo ciekawy, porusza wiele wątków.
Jak wiadomo, województwo nie zamierza przebudowywać u nas wałów wiślanych na odcinku od Obórek na południe. Przebudowa na północy - tylko do ujścia Jeziorki do Wisły. Wały wsteczne Jeziorki po stronie południowej - także mają być umacniane tylko na dwóch krótkich, najbardziej zniszczonych odcinkach. Celem planowanej przebudowy (która i tak nie dojdzie w najbliższych latach do skutku ze względów finansowych - a miała być ukończona już 10 lat temu) jest bowiem wyłącznie ochrona Warszawy i oczyszczalni na Siekierkach. Ci, którzy "przy okazji" się załapią na te zmodernizowane wały (w Kępach, Okrzeszynie, Bielawie) - mogą się cieszyć. Natomiast niezależnie od tego, ile razy doraźnie naprawiane będą budowane jeszcze za cara wały na odcinku Obórki - Góra Kalwaria, jeśli przyjdzie "wielka woda", to wały te pękną, z pomocą człowieka albo bez niej, bo Warszawa jest dla władz wojewódzkich tysiąc razy ważniejsza. I wtedy cały teren pod skarpą - z wsiami nadwiślańskimi, Mirkowem i jego nową oraz starą oczyszczalnią, zakładem "doświadczalnym" SGGW w Oborach, itd. - znajdzie się od metra do nawet ponad 3 metrów pod wodą. Nie jest to perspektywa tysiąca lat, tylko realna perspektywa lat najbliższych. Klimat zmienia się na naszych oczach, a ja mieszkając od dzieciństwa nad samiutką Wisłą po stronie praskiej, "wielką wodę", której do przelania się przez wał koło Mostu Śląskiego brakowało 10-40 cm (dwa razy już lizała worki z piaskiem rozłożone na chodniku na Wybrzeżu Szczecińskim / Helskim), widziałem już w swoim życiu co najmniej 4 razy, a nieco tylko mniejszą - kilkanaście razy. Żaden warszawiak nie będzie chciał ginąć za Dębówkę czy Mirków.
Czy wykarczowanie wszystkich drzew i krzewów w dolinie Wisły, stałe pogłębianie i regulacja rzeki zapobiegną takiej sytuacji? Na dłuższą metę NIE, jak pokazują przykłady z Niemiec i innych krajów Zachodu. Pogłębiona Wisła będzie miała większą przepustowość, ale też zwiększy się wielokrotnie erozja gleb i pędząca woda będzie zabierała ziemię całymi hektarami, dokładnie tak, jak to było przed Olędrami, którzy mądrze obsadzili szeroki pas nad samą rzeką, umacniając grunt. Dokumenty wskazują, że tego pasa wierzb / wikliny zgodnie z prawem dzierżawcy ani właścicielowi gruntów wycinać nie było wolno. To jest wiedza historyczna, któej nie wolno lekceważyć, tak, jak to robi obecnie na mniejszą skalę gmina, karczując wierzby wzdłuż kanałów na łąkach i zostawiając odsłonięty, pogłębiony rowek, który zamula się i "zapada" w kilka miesięcy. Jeśli ktoś chce sobie poczytać, co Wisła wyrabiała, zanim powstał roślinny pas ochronny - niech poczyta artykuły Kumosa o Olędrach i wioskach wiślanych na jego blogu. Zwielokrotniona erozja gleb po karczunku spowoduje, że "pogłębiona" rzeka z łatwością wyrwie kilkaset metrów wału razem z polem i gruntem na polderze (tu żadne ostrogi nie pomogą, bo nie wiążą gruntu na dłuższym odcinku) - i zaniesie to wszystko od nas w prezencie do Płocka. Krótko mówiąc, likwidując łachy i karczując międzywala nie zyskamy na dłuższą metę nic - a za to stracimy jeden z najcenniejszych przyrodniczo na większą skalę obszarów w naszym regionie. "Natura 2000" jest konsekwencją nowego myślenia o bezpieczeństwie powodziowym w Europie. Takiego myślenia, które zaleca kontrolowaną deregulację rzek i ucieka od koncepcji wybetonowanego kanału.
Województwo nam porządnego wału wiślanego w gminie nie wybuduje (może z wyjątkiem fragmentu bariery na północ od Obórek). Nie leży to w interesie strategicznym stolicy, w której koryto rzeki się zdecydowanie zwęża. Ten wał, który mamy, podnosili i umacniali ostatni raz - jak wiele osób jeszcze pamięta - robotnicy przymusowi z sąsiednich wiosek, jeńcy sowieccy oraz Żydzi, wszystko - pod niemieckimi karabinami. Podobnie było nad Wartą w Warthegau. Czy ktoś się zastanowił, dlaczego przez 45 lat PRL-u i teraz już przez 25 lat Polski niepodległej roboty na naszych wałach były prowadzone w tak wąskim zakresie? A jednocześnie zezwalano w wielu miejscach, jak na Tarchominie czy Gocławiu, na gęstą zabudowę mieszkalną na polderach? Moim zdaniem odpowiedź jest bardzo prosta: myślenie doraźne, brak wiedzy, brak zapobiegliwości, brak poczucia odpowiedzialności. Zbywanie zagrożenia stwierdzeniem, że skoro nie zalało przez 50, 100, 200 lat, to przecież nie zaleje i teraz. Te same argumenty słyszę obecnie powtarzane w dziesiątkach odmian na posiedzeniach komisji Rady Miejskiej, kiedy jest mowa o nowym studium dla terenów nadwiślańskich. Na te posiedzenia przychodzą setki osób i argumenty są zawsze takie same: "Jakie znowu tereny zalewowe? Pani, tam od lat nie ma wody. Odrolnić, sprzedać, zabudować." A władzom gminy się zarzuca, że próbują pozbawiać mieszkańców korzyści z ich cennego majątku. Niektórzy nawet idą z tym do sądów. Powstała już koncepcja nowego studiu uwarunkowań zakłada dodanie na terenach nadwiślańskich mniej więcej drugie tyle mieszkańców, co obecnie (radni skwapliwie godzą się przed wyborami na wariant maksimum), zaś nowe plany miejscowe w Bielawie - to kilka tysięcy nowych mieszkańców stłoczonych w "gettach willowych". Ale to właścicieli gruntów nadal nie satysfakcjonuje: liczą na kilkakrotnie więcej.
Wielka woda w naszej gminie byłaby ogromną tragedią - szczególnie w Mirkowie, biorąc pod uwagę wielkie osiedle, oczyszczalnię i całą tę tablicę Mendelejewa, którą Wisła wypłucze tam z pofabrycznej ziemi. Ale jeśli to ma się w ogóle zdarzyć, może lepiej, żeby zdarzyło się teraz, niż za lat kilkanaście, kiedy mamy u nas szanse na Tarchomin Bis.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2014-04-27 10:52 przez Tomasz Zymer.