Panie Kaan - a nawet, gdyby sprawa nie była oczywista - to kto przy zdrowych zmysłach się "podkłada" instytucjom powiatowym? Pamięta Pan, co niektórzy utytułowani członkowie zarządu i Rady Powiatu mieli do powiedzenia na temat uzdrowiska półtora roku temu? Jeśli nie, to przypomnę:
20 listopada 2012 r. miało miejsce posiedzenie Komisji Strategii Gospodarczej, na którym radni powiatowi i członkowie Zarządu Powiatu formułowali wypowiedzi wymierzone w status uzdrowiska Konstancin. Przebieg posiedzenia znamy z oficjalnego nagrania audio. Radny Wacław Bąk, mijając się z faktami, kwestionował samo istnienie uzdrowiska: „tego uzdrowiska tak naprawdę nie ma [...] nie mamy podstawowych walorów leczniczych [...] ta tężnia to jest sprzed wojny...”. Słowom tym wtórował członek Zarządu Powiatu Stefan Dunin: „Konstancin nie jest już uzdrowiskiem. To jest sztuczne podtrzymywanie trupa […]. Nie ma jakiejkolwiek bazy leczniczej na terenie uzdrowiska”. (Te ostatnie słowa szczególnie dziwią w ustach wieloletniego pracownika Stoceru).
Inny członek Zarządu Powiatu Dariusz Malarczyk zaproponował zastosowanie wobec władz gminy szantażu, który miałby polegać na dopuszczeniu ruchu pojazdów ciężkich na ulicach powiatowych w samym sercu strefy A, obok sanatoriów i zakładów leczniczych, do czasu, aż gmina zmieni swoje decyzje. List otwarty drukowany w: [
www.nadwisla.pl]
Wrogów uzdrowiska - a właściwie zwolenników innego kierunku rozwoju gminy Konstancin-Jeziorna (sprzecznego z interesem większości mieszkańców) - jest wielu. Mamy ich zapewne na północy w ważnych gmachach stolicy, na zachodzie (jak przynajmniej zdaje się wynikać z powyższych cytatów), na wschodzie (jak sugeruje cytowany to wielokrotnie artykuł dotyczący kulisów prywatyzacji spółki Konstancin-Zdrój z Uważam Rze: [
www.uwazamrze.pl] ). Nie wiemy, co na południu. Ciekawe, że wiele lokalnych środowisk dopatruje się głównych wrogów uzdrowiska w lokalnym biznesie i miejscowych rolnikach. Błąd. To są tylko podmioty i osoby, które można odpowiednio nastawić, korzystając z ich zainteresowania np. zniesieniem ograniczeń ruchu ciężkiego albo inwestycjami na rodzinnych działkach. Ale oni nie kierują tym teatrzykiem i nie decydują o jego repertuarze.
Byłoby ogromną naiwnością sądzić, że nie ma żadnych związków między funkcjonowaniem PINB, starostwa i komisji Rady Powiatu. Dlatego, jeśli ktoś wkłada rękę do paszczy lwa, nie powinien później płakać, że mu ją odgryziono. Bez względu na to, czy jego zdaniem decyzja Powiatowego Inspektora była słuszna (niezgodność z projektem budowlanym), czy nie. Ja osobiście mam natomiast wątpliwości, czy odwołanie do Wojewódzkiego Inspektora nie jest przypadkiem tylko grą na czas.
PS. Wysłuchałem wypowiedzi pana prezesa Krzysztofa Głogowskiego. W połączeniu z tym, co można zobaczyć zaglądając przez płot w Parku Zdrojowym, wynika z tego, że całkowita rozbiórka + budowa nowego obiektu w tym samym miejscu = przebudowa. W polskim słowniku budowlanym jesteśmy przyzwyczajeni do rozmaitych interesujących interpretacji autorstwa inwestorów. Nie ulega wątpliwości, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie modernizował budynku, w którym stropy leżą bezpośrednio na ścianach, a wieńców brak. Polskie prawo budowlane mówi, co robić w takich sytuacjach: wezwać powiatowego inspektora budowlanego, spisać w jego obecności protokół i uzyskać zezwolenie na odstępstwo przy prowadzeniu prac wynikające z zasad bezpieczeństwa i przepisów budowlanych (zezwolenie na rozbiórkę kolejnych elementów budynku z powodu zagrożenia budowlanego, które przy takiej konstrukcji na pewno istniało). Przy zachowaniu takiej procedury budowa dalej by postępowała - w pełni legalnie. Gdyby nawet mimo wszystko PINB zgody nie wyraził, można było w trybie pilnym przedstawić projekt zamienny, który uwzględniałby inny zakres robót. Dałoby to opóźnienie rzędu 1-3 miesięcy. A jakie opóźnienie powstanie wskutek tej sytuacji, którą mamy teraz?
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2014-04-18 12:59 przez Tomasz Zymer.